Ponad 40 tysięcy biegaczy w 160 polskich miastach weźmie udział 28 lutego 2016 r. w IV edycji „Tropem Wilczym – Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych” organizowanym przez Fundację Wolność i Demokracja.
Bieg, którego celem jest upamiętnienie ostatnich obrońców wolności, walczących na ziemiach polskich jeszcze po zakończeniu II Wojny Światowej, jest największym biegiem pamięci w Polsce. „Tropem Wilczym – Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych” jest też największą imprezą masową towarzyszącą obchodom „Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych”.
Najwięcej biegaczy wystartuje w Warszawie, Łodzi, Wrocławiu, Poznaniu, Szczecinie i Lublinie. Symboliczny dystans biegu we wszystkich miastach wynosi 1963 metry. Liczba ta jest nawiązaniem do daty śmierci ostatniego Żołnierza Wyklętego – Józefa Franczaka „Lalka”, który został zamordowany w 1963 roku. W niektórych miastach odbędą się także biegi na 5 i 10 km.
Każdy z uczestników biegu otrzyma koszulkę z wizerunkiem jednego z Żołnierzy Wyklętych: Danuty Siedzikówny „Inki”, Danuty Sochówny „Rad” , Emilii Malessy „Marcysi”, Stefanii Firkowskiej „Felusi”, Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego”, Jana Borysewicza „Krysi”, Łukasza Cieplińskiego „Pługa”, Marcina Bernaciaka „Orlika”, Henryka Flame „Bartka” oraz medal pamiątkowy. W każdym mieście organizatorzy przygotowali dodatkowe atrakcje, takie jak gry miejskie i rekonstrukcje historyczne.
Organizator „Tropem Wilczym – Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych”, czyli Fundacja Wolność i Demokracja została założona w 2006 roku. To niezależna organizacja pozarządowa wspierająca Polaków na Wschodzie, propagująca wiedzę o historii Polski ze szczególnym uwzględnieniem Kresów oraz zajmująca się problematyką praw człowieka i demokracji na terenach byłego ZSRR. Fundacja jest znana z takich inicjatyw jak akcja „Ratujmy Polaków Donbasu”, „Biało-Czerwone ABC”, czy poświęconego Żołnierzom Wyklętym festiwalu „Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci”.
BIEGI NA ORIENTACJĘ to dyscyplina, w której zawodnik posługuje się mapą i kompasem a jego zadaniem jest przebiec w jak najkrótszym czasie, określoną trasę wyznaczoną w terenie przez punkty kontrolne. Okazuje się jednak, że czasem nie prędkość z jaką się biegnie a pomysł i spryt są kluczem do sukcesu w tego rodzaju dyscyplinie sportowej.
Żorski bieg na orientację został zorganizowany po raz pierwszy, jednak cieszył się dużym zainteresowaniem. Zebrał też bardzo pochlebne opinie od uczestników dlatego z pewnością nie był to ostatni bieg, na który zaprosili organizatorzy.
Rozpocząć swój sezon biegowy od orientowania się postanowił Jacek. Oto krótka opowieść jego przygód z tego dnia.
O zawodach w Żorach dowiedziałem się z facebookowego profilu Śląskiego AR, gdzie ukazał się plakat, ze znajomą budowlą starej huty w Żorach. Doszedłem do wniosku , że może warto spróbować swoich sił, skoro znam tereny, trochę kilometrów tam zrobiłem, w zasadzie Pojezierze Palowickie nie może mnie niczym zaskoczyć…
Z typowymi rajdami na orientacje nie miałem wcześniej dużej styczności, więc wybrałem się na szybkie szkolnie do Marcina Brola, doświadczonego biegacza na orientację. Przedyskutowaliśmy temat, pożyczyłem kompas (mój jest w naprawie gwarancyjnej) i optymistycznie wybrałem się na rajd.
Pojezierze Palowickie okazało się nie takie proste jak się na początku wydawało.
Ale po kolei…
Na start zgłosiło się wiele osób, co zaskoczyło podobno samych organizatorów. Jeszcze przed rozpoczęciem zobaczyłem mapę (bez punktów kontrolnych) i wszystko wydawało się w miarę proste. Każdy z uczestników minutę przed startem otrzymywał szczegółową mapę i mógł zastanowić się w jaki sposób chce biec. Organizator zastrzegł sobie jednak, aby punkty wykonywać w wyznaczonej kolejności. Po 22 minutach od momentu startu przyszła moja kolej, oglądam mapę, do zrobienia 19 punktów. Pierwszy wydaje się w miarę prosty. Łapie punkt na kompasie i startuję.
Wybiegam z bazy i szukam pierwszego lampionu. Zaraz na początku okazuje się, że punkty nie będą zlokalizowane na drodze tylko będą schowane. Pierwszy punkt odnajduję szybko, tempo mam mocne, ustawiam kompas na drugi punkt, adrenalina, chęć zwycięstwa….. więc bez zastanowienia wbiegam w las. Jednak chyba nie była to najlepsza decyzja. Podstawowym problemem, z którego zdaje sobie sprawę w połowie biegu, jest skala mapy, która trochę różni się od skali mapy biegów na 50km i wzwyż, z którymi spotykam się zazwyczaj. Tu poszczególne punkty są obok siebie, do czego nie przykładam uwagi. Niestety, przyjdzie mi za to zapłacić słoną karę. Wybieram drogę nasypem kolejowym i biegnę, biegnę i już coś zaczyna nie pasować……
Trasa maksymalnie powinna mieć około 10km a ja już mam 3km. Kompas na upartego prowadzi mnie w to miejsce. Zbiegam z nasypu i dowiaduje się od przechodnia, że kilometr wcześniej „jest taka pomarańczowa flaga…” (ekstra!). Wracam w to miejcec i jest. Ustawiam kompas punkt numer 3 i dalej w las. Oczywiście ignoruje odległości na mapie, biegnę po nasypie i biegnę i okazuje się, że jestem daleko za daleko. Zamiast zrobić punkt numer 3, znajduje punkt pod mostem, który jest punktem 15. Punkt dobrze schowany, przy okazji trzeba zmoczyć but. Sprzeniewierzam się zasadom odbijam punkt i stwierdzam, że biorę się do zbierania punktów od tyłu.
Wreszcie wbiegam na znane mi tereny. Są „moje” jeziora, więc punkty schodzą w miarę szybko. Po drodze spotykam kilku biegaczy, tylko oni biegną w drugą stronę niż ja. Zaliczam punkt w krzakach, wbiegam w kolejne. Tu podprowadza mnie jeden z chłopaków, który biegnie chyba też od tyłu. Spotykam Anię, którą poznajemy na zapisach. Biegnąc do kolejnego punktu wpadam w dziurę (z tych konkretnych),która wciąga mi praktycznie całą lewą nogę. Od tego momentu zaczynają się problemy. Oberwał się staw skokowy, który niestety jest u mnie powracającym problemem. Zaczynam powoli kuleć. Zaliczam 3 kolejne punkty (przepust i paśnik oraz tory kolejowe) ale czuje, że tempo spada a noga zaczyna przeszkadzać.
Trochę walczę ze sobą, czy męczyć się dalej czy może odpuścić. Zostały mi 4 punkty do końca. Jednak zdrowy rozsądek podpowiada, że czeka mnie jeszcze reszta sezonu i nie do końca przekonany, wycofuje się z rywalizacji.
Na pewno należą się słowa uznania dla organizatorów, za profesjonale przygotowanie biegu. Mapy wydrukowane w kolorze, jest miejsce w którym można się było schować przed startem. Pomysł na umieszczenie punktów dla mnie rewelacyjny. I co najlepsze za to wszystko nikt nie wziął od nas złotówki.
Co do nogi standardowo obłożyłem ją lodem i przesmarowałem maścią przeciwzapalną. Jednak za namową Klaudii wybrałem się do fizjoterapeuty. O czym napiszemy w kolejnym wpisie….
Jacek Thomann.
Cześć! Jesteśmy MK team czyli Marek & Klaudia + team. Nasz zespół, konsekwentnie, od 6 lat, organizuje imprezy biegowe, w których udział bierze tysiące osób. Zachęcamy wszystkich, dzieci i dorosłych, do uprawiania sportu w przyjaznej atmosferze i z uśmiechem na ustach. Łączymy pokolenia i łamiemy bariery.
Sprawiamy, że z biegu na bieg, coraz więcej osób pragnie stać się częścią naszych wydarzeń.
Sprawdź naszą drugą stronę www.mkteamevents.pl