rower

ZACZAROWANA

Weekend w Malborku i mój start w Castle Malbork Triathlon to była jedna wielka, przepiękna przygoda. Trochę jak ze starodawnej baśni. Fizycznie i psychicznie byłam świetnie przygotowana do tych zawodów. Praktycznie każda rzecz, którą trenowałam i której próbowałam podczas przygotowań do Diablak Beskid Extremme Triathlon, a potem do Malborka zaprocentowały. Wykorzystałam wszystko czego się nauczyłam, co podpatrzyłam u innych, byłam spokojna i bawiłam się wyśmienicie. Nie będzie to jednak nudna lukrowana relacja, bo na pełnym dystansie Ironmana zawsze coś ciekawego może się wydarzyć i trochę się działo. Zaczynamy!

Do Malborka w składzie, Milenka, Pantera i ja, wyjechałyśmy wcześnie rano w sobotę, bezpośrednim pociągiem. Wsamo południe byłyśmy na miejscu. Z dworca na zamek jest rzut beretem. Przespacerowałyśmy się tam i od razu miałyśmy możliwość obserwacji triathlonistów na trasie krótszych dystansów rozgrywanych w sobotę. Trasa biegu przebiegająca po fosie i samym Zamku Krzyżackim, wyglądała spektakularnie. ,,Ciekawe jak się biega po tej kostce i kamieniach” zastanawiałam się, oklaskując zawodników. Dotarłyśmy na strefę Expo i metę. Milenka wyczaiła namiot dla dzieciaków i wciągnęło ją tam jak w czarną dziurę, ja z kolei, zagadałam do Macieja Dowbora, który czekał na dekorację. Strasznie sympatyczny z niego człowiek, szczerze pożałował mnie z okazji walki na długim dystansie, udzielił paru wskazówek i życzył powodzenia. Potem poznałam całą grupę sędziów z PZTri. Rozmawialiśmy z godzinę. Opowiadali śmieszne/straszne historie z zawodów, ostrzegali, że ,,jutro nie będzie żadnej litości, bo to Mistrzostwa Polski”, przypilnowali mi nawet roweru. Zgodnie stwierdzili, że dla nich pełen dystans jest najfajniejszy do sędziowania, bo zawodnicy tam startujący najbardziej szanują siebie nawzajem i ich, jako sędziów, jest zupełnie inna ,,kultura sportu i współzawodnictwa” niż na wszystkich pozostałych dystansach Tri. Ostatecznie życzyli mi powodzenia i śmiali się, że już oni sobie zapamiętają numer 116.

 Read more

RAZEM NA DRODZE

Ogólnopolska Akcja Edukacyjna„Razem na Drodze”, wspierająca naukę zasad bezpieczeństwa ruchu drogowego. Jest to pierwsza Akcja w Polsce, która opiera sią na kompleksowym podejściu do najmłodszych uczestników ruchu, pozwalając poznać im różne role jakie mogą pełnić na drodze.
Akcja skierowana jest głównie do szkół i placówek edukacyjnych, które chciałyby zaplanować działania i zmniejszyć negatywny wpływ ruchu drogowego na lokalne otoczenie, a tym samym zwiększyć bezpieczeństwo swoich podopiecznych.
Głównym celem „Razem na Drodze” jest budzenie świadomości i zwiększanie wyobraźni wśród najmłodszych. Planujemy organizację eventów edukacyjnych na terenie całej Polski dla dzieci w wieku szkolnym, które pozwolą przybliżyć perspektywę różnych uczestników ruchu drogowego poprzez zabawę i doświadczenie.

 

 

źródło: http://www.razemnadrodze.pl/

 

 

PANTERA SZLACHETNEJ PÓŁKRWI

   Kiedyś marzyłam o tym, żeby mieć własnego konia. Andaluzyjczyk lub kary Hanower, albo kary SP ( Szlachetna Półkrew)…no dobra, skarogniady Ślązak też by uszedł…Był taki moment w moim życiu, że jeździectwo było dla mnie wszystkim. Całe dnie spędzałam w stajni, na padoku, na ujeżdżalni, w terenie. Świat oglądany z końskiego grzbietu był najpiękniejszy. Mozolne zdobywanie kolejnych stopni wtajemniczenia, wydłużanie strzemion, pierwsze zagalopowanie, pierwsze skoki, pierwsze jazdy w terenie, niekończące się ćwiczenia doskonalące technikę…ból wszystkiego, upadki, frustracja – adrenalina, czysta frajda, nawiązywanie niesamowitej więzi. O tak…jazda konna to czysta magia i piękny sport.
   W trakcie uniwersyteckich lat zdobyłam papiery instruktora jazdy konnej. Praca instruktora…to były jedne z najfajniejszych lat mojego życia. I choć uważam się za przeciętnego jeźdźca, to uwielbiałam uczyć, zarażać pasją, torturować kłusem anglezowanym bez strzemion…i patrzeć jak moi podopieczni są co raz lepsi, co raz pewniejsi aż w końcu zasługiwali na jazdę w teren…o tak, to był mój świat i nie sądziłam, że coś się zmieni.

A jednak….

Życie pisze różne scenariusze. Wystawia cię na próbę. Los sprawił, że nie za bardzo z własnej woli, bardzo oddaliłam się od jeździectwa. Najzwyczajniej w świecie…nie miałam absolutnie czasu, żeby jeździć. Dziecko, przeprowadzka, praca…proza życia bywa cholernie bolesna. Trochę z rozpaczy zamknęłam się w świat prawie dosłownie czterech ścianach. Na szczęście pozbierałam się do kupy. Sama praca lekarza weterynarii, choć to nie same uśmiechnięte zdjęcia ze zwierzakami z FB, jest moją pasją i daje mi morze satysfakcji, wróciłam do biegania. I to tak ,,bardzo” wróciłam, bo teraz maratony czy ultra …to dla mnie, coż, można rzec normalność. I stało się coś, co dosłownie wypełniło pustkę po jeździectwie.

Dokładnie rok temu pojawiła się w moim życiu Pantera. Pantera to przepiękny kary…eee…czarny Focus Izalco Race al. 105. Rower znalazł mi w nieprzebytych przestrzeniach Internetu Darek Śpiewak, on też razem z Emilią Wroniecką złożył mi go właśnie rok temu , 21ego sierpnia. Pantera jest prezentem od mojego Taty. I to jest prawdziwa miłość. Po dwóch latach jazdy i startach na pożyczonej szosie, też Fokusie( jeszcze raz dziękuję Marcin Brol, za użyczenie Białej Strzały – na zdjęciu poniżej) marzyłam o własnej szosie…tak samo jak jeszcze niedawno o własnym koniu.

Wydaje mi się, że nawet bardziej. Historia z kupnem roweru przez Tatę bardzo zgrabnie i zabawnie zamknęła w całość mój pierwszy …hmmm…spontaniczny start w triatlonie na starożytnym góralu ( kto mnie czyta, ten pamięta tekst starszego pana z litością patrzącego na mój rower i pytającego z troską ,,czy Tata nie kupił mi jeszcze niczego lepszego”), a startem dwa lata później, na tym samym dystansie, na trzydniowej Panterze i wywalczonym od razu pierwszym triathlonowym pudle ( II miejsce w K30).

Kolarstwo i jeździectwo łączy bardzo wiele. Dbasz o swój rower bardziej niż o siebie. Ubierasz się inaczej. Możesz rozmawiać na temat swojej ostatniej jazdy, czy wyprawy czterokrotnie dłużej niż ona trwała, i to niezależnie od tego czy otoczenie chce tego słuchać, czy też nie. O swojej szosie możesz opowiadać jeszcze dłużej. Tęsknisz za nią, jeśli jej nie widziałeś i nie dosiadłeś dłużej niż trzy dni…i jesteś przekonany, że ona też za tobą tęskni. Jeśli przechodzisz obok niej, musisz czule przejechać ręką po ramie, lub siodełku…pierwsze rysy okupione są lekkimi łzami w poduszkę, choć potem stwierdzasz, że dodają jej tylko charakteru. Czujesz lekki niepokój, gdy ktoś inny jej dotyka, czy coś przy niej grzebie, chyba że dobry, zaufany człowiek…a i tak zerkasz i pilnujesz ( choć często znasz się gorzej). Planując wakacje, czy nawet weekend, myślisz tylko gdzie by tu pojeździć.
Pamiętam, że rok temu po dziewiczej wieczornej jeździe serwisowej ….z wrażenia nie mogłam zasnąć. Obudziłam się grubo przed świtem i czekałam na wschód słońca by wyjechać na pierwszy długi rozjazd.


 Read more

CHARYTATYWNY PIKNIK RODZINNY EUROPA CENTRALNA

Rodzinnie wykręćmy koniec lata: 25.09.

Kochasz rower? Lubisz rodzinną rywalizację? Już dzisiaj zapisz sobie w kalendarzu 25 września. To właśnie wtedy Europa Centralna zaprasza na rowerowego podsumowanie lata podczas specjalnego pikniku połączonego z wyścigami oraz sztafetą rowerową.

Podczas akcji podsumujemy nasz letni projekt „Jeżdżę i pomagam”. Zaprosimy także do wspólnej rywalizacji wszystkich miłośników jazdy na rowerze i dobrej zabawy. Nie tylko z myślą o najmłodszych przygotowaliśmy wiele atrakcji i niespodzianek.

Do wygrania rower górski, sprzęt elektroniczny i sportowy.

plakat

Co nas czeka 25 września?

  • 10:00 – 12:30 – zapisy, odbieranie pakietów startowych
  • 11:00 – Start dzieci do 3 lat
  • 11:20 – Start dzieci 4 – 6 lat
  • 11:40 – Start dzieci 7 – 9 lat
  • 12:00 – Start dzieci 10 – 12 lat
  • 12:30 – Start sztafeta rodzinna (2 zawodników w wieku 13-16 lat i jeden opiekun) –  3 x 3 km
  • 13:00 – Start sztafeta rodzinna (2 opiekunów i 1 zawodnik w wieku 13-16 lat) –  3 x 3 km
  • 13:30 – Start sztafeta Kobieca – 3 x 3 km
  • 14:00 – Start sztafeta Męska –  3 x 6 km
  • 15:00 – Wręczenie nagród; zakończenie akcji charytatywnej; wręczenie nagród konkursu

 

medal

Zapisy sztafety rodzinne:

http://dostartu.pl/charytatywny-piknik-rowerowy-europa-centralna-1-v406.pl.html

Zapisy wyścigi rowerkowe dla dzieci:

http://dostartu.pl/charytatywny-piknik-rowerowy-europa-centralna-start-dzieci-r407.pl.html

Do zobaczenia na rowerowym szlaku i 25 września w Europie Centralnej na wielkim rowerowym podsumowaniu lata dla każdego rowerzysty.

link do wydarzenia :

http://europacentralna.eu/rodzinnie-wykrecmy-koniec-lata-25-09

KORNO RAJDY NA ORIENTACJĘ – WRESZCIE NA PODIUM

II Nocnym Rajdzie na Orientację – Na tropie jurajskich duchów….. nocne podejście numer 2…..

Do wyboru były trasy o różnej długości i stopniu trudności: rowerowa rekreacyjna – 50 km, rowerowa giga – 100 km, rowerowa extreme – 150 km oraz piesza – 30 km. Wszystkich uczestników obowiązywał inny limit czasowy, jednak godzina 6:00 była deadline’em dla każdego ze startujących. My wybraliśmy 100 km trasę rowerową.

Godziną zero była dla nas 22:00. Pomimo, że każdy klasyfikowany był indywidualnie, zdecydowaliśmy się na start w grupie czteroosobowej. Także dlatego, że pogoda nie rozpieszczała. Cały dzień było chłodno i zanosiło się na deszcz. Ostatecznie, kilkanaście minut przed startem większość zdecydowała się kurtki przeciwdeszczowe. 

DSCF4702

DSCF4723

DSCF4731

Celem minimum było zmieszczenie się w limicie czasowym. Kolejnym – zdobycie wszystkich punktów kontrolnych. Ubiegłoroczna, nocna edycja pokazała nam, że wbrew pozorom, nie jest to takie proste zadanie. Noc, zmęczenie, senność a przede wszystkim, mnóstwo jurajskich podjazdów potrafią dać o sobie znać. Marcowe, dzienne wydanie rajdu na orientację, było łatwiejsze, ale też dało popalić. Pomimo zmieszczenia się wówczas w limicie czasowym, nie udało nam się zaliczyć wszystkich punktów. Dlatego nasza determinacja była tak duża.

Nie chcieliśmy, by Jura wygrała z nami po raz kolejny. Padający deszcz wpłynął jednak na nasze nastroje. Pojawiły się obawy przed błotem i mokrą nawierzchnią, które okazały się słuszne – 3 z 4 załogantów regularnie lądowało na ziemi. Na szczęście oprócz kilku siniaków i otarć, nikomu nic się nie stało.

DSCF4709

DSCF4714

DSCF4795

DSCF4754

DSCF4777

DSCF4783

 Połowa trasy minęła bardzo szybko i sprawnie. Punkty kontrolne, pomimo, że oddalone od siebie o kilkanaście kilometrów, okazały się być łatwe do odnalezienia. To mobilizowało do dalszej walki.

Kiedy w okolicach 5 nad ranem udało się zdobyć ostatni punkt kontrolny, byliśmy pewni, że osiągnęliśmy cel. Godzina zapasu i około 12 km do pokonania – to musiało oznaczać sukces, chociaż nikt nie przewidywał tak różowego scenariusza.

buty

DSCF4793

Na mecie zameldowaliśmy się ostatecznie około 5:30. O 6:00 organizatorka Monika Kosmala poinformowała, zgodnie z planem, o końcu limitu czasowego.

W bazie rajdu panowała iście sielska atmosfera – ognisko, pieczenie kiełbasek, wspólne zdjęcia i ogłoszenie wyników…. Zdobywczyni pierwszego miejsca zameldowała się wcześniej na mecie, dlatego podczas oficjalnego rozdania na podium stanęła Ewelina Puchała – zdobywczyni 3. miejsca oraz ja, druga na tej trasie.

Marcin Brol, a także Adam Saletnik, czyli męska połowa naszej ekipy, stanęli na najniższym stopniu podium. Pomimo, iż po cichu liczyli, że w kategorii kobiet uda się zgarnąć puchar, swojego kompletnie się nie spodziewali.

Przysłowie mówi – do 3 razy sztuka. I tym razem pasuje ono doskonale do naszego uczestnictwa w rajdach organizowanych przez Rowerową Norkę, biorąc pod uwagę nasz marcowy, dzienny start.

DSCF4809

DSCF4804

DSCF4835

DSCF4839

DSCF4841

DSCF4854

puchar

DLACZEGO DO PRACY WARTO JEŹDZIĆ ROWEREM?

Jazda rowerem do pracy staje się coraz popularniejsza. Ta alternatywa dla samochodów oraz komunikacji miejskiej jest coraz częściej rozważana, szczególnie przez osoby aktywne. Również zachęcam. Na podstawie własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że jest po prostu fajna. Choć nastręcza pewnych problemów. Warto im się przyjrzeć. A potem oczywiście wsiąść na rower.

rower na ulicy

Jednym z nich jest odległość jaka dzieli nas od miejsca pracy. Jak jest to sporo ponad dwadzieścia kilometrów to nasza podróż może się zanadto wydłużyć. Choć spotkałem i zapaleńca, któremu nie przeszkadzało pokonywanie 30 kilometrów z Bierunia do Katowic. W drugą stronę oczywiście też to działa. Jeśli do pracy mamy zaledwie kilometr to przecież spokojnie można się przejść pieszo. Ale bardzo często jest to jednak kilka czy nawet kilkanaście kilometrów w jedną stronę. A to idealny dystans by pokonywać go na dwóch kółkach. Coraz istotniejszym elementem staje się czas. Na codziennie dojazdy przeznaczamy go całkiem sporo. Trudno wybrać najszybszy środek transportu w mieście. Zależy to od stopnia zakorkowania okolicy, przebiegu optymalnych dróg czy linii autobusowych. Czasem najszybciej do pracy dojedziemy właśnie rowerem. Częściej jednak szybciej jest samochodem, a najwięcej czasu poświęcimy na dojazdy komunikacją miejską. Ale to wszystko przy założeniu, że czas przeznaczony na dojazdy traktujemy jako czas zmarnowany. Natomiast jeżdżąc rowerem dbamy o swoją kondycję fizyczną. A czas poświęcony własnemu ciału zdecydowanie nie jest czasem straconym. Niestety nasze miasta nie są dostosowane do jazdy rowerem. Co prawda dookoła powstaje coraz więcej dróg rowerowych czy tzw. ciągów pieszo-rowerowych. Czasem powstają nawet tak wymyślne rozwiązania jak kontrapasy pozwalające na jazdę rowerem pod prąd czy śluzy rowerowe, które ułatwiają rowerzystom poruszanie się na skrzyżowaniach.

rowery na ulicy

Jednak w rzeczywistości wiele z tych stworzonych specjalnie dla rowerzystów rozwiązań pozostawia wiele do życzenia. Nie możemy mówić o kompleksowym systemie umożliwiającym komfortowe poruszanie się po mieście. Zdecydowanie nie. To oczywiście może być dobra wymówka. Ale dla chcącego nic trudnego. Warto spokojnie przyjrzeć się drodze do pracy. Ta, którą pokonujemy samochodem czy wskaże nam nawigacja niekoniecznie jest optymalna. Możemy odnaleźć wygodne boczne drogi o mniejszym natężeniu ruchu. Warto rozejrzeć się za skrótami przez alejki parkowe, leśne ścieżki, tunelami czy gdzieś pomiędzy domami. Dobrze wcześniej przejechać taką drogę, dokładnie jej się przyjrzeć i oszacować czas jaki zajmie nam jej pokonanie. Jak już dojedziemy do miejsca pracy to trzeba się zastanowić co zrobić z naszym jednośladem. Bezpieczne parkowanie to niestety może być problem. Warto posiadać dobrej jakości zapięcie rowerowe. Zamiast zwykłych, najtańszych linek polecam te w kształcie litery U. Choć i one nie dają stuprocentowej gwarancji, że nasz jednoślad zastaniemy po powrocie na miejscu. Najlepszym pomysłem jest znalezienie miejsca gdzie nasz rower będzie można bezpiecznie przechowywać. Duże zakłady pracy jak kopalnie, elektrownie posiadają specjalnie zadaszone parkingi rowerowe. W nowoczesnych biurowcach coraz częściej znajduje się miejsce dla stojaków rowerowych na parkingach podziemnych. Gdy nie mamy takiego miejsca warto pogadać ze swoim czy administratorem budynku.

stojaki

Kolejną kwestią może być strój po jeździe rowerem do pracy. Nasze obowiązki czy dress code mogą wymagać oficjalnego, eleganckiego stroju, w którym na rowerze może niekonieczne być niewygodnie. Acz w Amsterdamie panowie w garniturach czy panie w sukienkach pędzący na rowerach do pracy nie są niczym nadzwyczajnym. A w pracy też zawsze można się przebrać. Można większość ubrań wozić codziennie ze sobą, a na przykład również zostawić na stałe przy biurku marynarkę czy buty na zmianę. Jeździć możemy na każdym rowerze. Ale warto również rower do takiej jazdy przygotować.

p79fkq_img_4219źródło zdjęcia

Jest kilka elementów, na które warto zwrócić uwagę. Szczególnie przydatne mogą być błotniki. Lepiej zabezpieczają od deszczu od specjalnych ubrań. Choć peleryna oczywiście też jest przydatna. Dobrze mieć także bagażnik i sakwy czy kosz na kierownicę. Dobrze wozić ze sobą odzież na zmianę, zapięcie, narzędzia w razie awarii, choćby do wymiany dętki. Ciekawym rozwiązaniem jest posiadanie dwóch rowerów. Jednego do jazdy rekreacyjnej i sportowej. I drugiego właśnie do jazdy po mieście. Nie tylko do pracy. Także na przykład do sklepu po bułki, na basen. Jadąc na rowerze bardziej odczuwamy wpływ warunków atmosferycznych. Jest miło pedałować gdy cieplutko na dworze. Ale nie zawsze świeci słoneczko. Gdy za oknem pogoda nie sprzyja wcale nie trzeba rezygnować z jazdy na rowerze.

56681

źródło zdjęcia

Przy dzisiejszej mnogości odzieży technicznej można się ubrać stosownie do każdej temperatury. Jak jest naprawdę zimno bardzo sobie chwalę grubszą bieliznę termoaktywną. W czasie deszczu ratują nas są wspomniane wyżej błotniki i jakaś pelerynka rowerowa. Chyba, że to prawdziwe oberwanie chmury wtedy zmokniemy na pewno. Natomiast jazda zimą jest już naprawdę dla wytrwałych. Przydaje się druga para rękawiczek oraz skarpet. No i trzeba pamiętać, że choć drogi mamy większość czasu ładne i czarne, to na naszych rowerach będzie zalegać ta cała warstwa soli i piasku dość boleśnie skracając żywotność osprzętu. Generalnie korzyści są liczne i w zasadzie powszechne znane. Odchodzą nam koszty paliwa i biletów. Nie trujemy spalinami naszych miast, nie tracimy czasu na szukanie miejsca parkingowego. Jesteśmy zdrowsi, zapewniamy sobie regularnie dawkę ruchu. I chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jeden rzadziej wymieniany aspekt. Jazda rowerem do pracy jest po prostu fajna. Miło się wyprzedza samochody stojące w korku. Nie jesteśmy w niczym zamknięci, odczuwamy ten wiatr we włosach, słyszymy śpiew ptaków. Nawet czasem nieznacznie wydłużenie trasy, aby przejechać się po parku może być przyjemne.

tekst: Marcin Brol

IMG_3346

sielsko anielsko

OTWARCIE SEZONU ROWEROWEGO 2013

Długo czekałam na ten dzień. Mój sezon rowerowy (w terenie) rozpoczęłam miesiąc później niż w roku ubiegłym. Nie mogłam się doczekać mimo, że praktycznie każdego dnia jeżdżę na rowerze spinningowym. Wszyscy miłośnicy dwóch kółek na pewno wiedzą co mam na myśli. Pierwsze 100 km mam już za sobą i muszę przyznać, że moja kondycja jest wyśmienita. Zapewne treningi w domu przyczyniły się do tego. Nie mam problemów z bolącym tyłkiem ani mięśniami a co najważniejsze, bez problemu pokonuję podjazdy, a wczoraj dostałam nawet pochwałę od przypadkowego towarzysza! Jedyne z czym się teraz borykam to dylemat: bieganie? czy rower? Od 3 dni wygrywa rower ale za bieganiem już tęsknie więc będę musiała wymyślić sobie jakiś grafik.

Póki co, nie miałam okazji zrobić żadnych zdjęć z rowerem w roli głównej więc wrzucam kilka z ubiegłorocznych wakacji w Chorwacji, gdzie moim głównym środkiem transportu był rower (nie licząc dojazdu na miejsce oczywiście).

Klaudia.

widok

rower

amfiteatr

colseo

klaudia pula 2

klaudia pula

szprychy

dziwny rower

klaudia pula plaza

Poniżej zamieszczam również, moje przykładowe wykresy z ENDOMONDO.

zdjecie 1

zdjecie 2-1