Przez ostatnie kilka tygodni w mojej głowie kłębiła się jedna myśl. WESELE!
Kombinowałam ze wszystkim. Ze strojem. Z jedzeniem. Z aktywnością fizyczną.
Nie ma co ukrywać. Ostatnio pozwalałam sobie na wiele. Zwłaszcza na lody, które uwielbiam i mogłabym jeść codziennie. Z paniką stwierdziłam, że przytyłam. Zdjęcia z zawodów nie pozostawiały złudzeń. Postanowiłam dłużej nie czekać. Zbliżający się termin wesela, na które dostaliśmy zaproszenie działał mobilizująco.
Kompletnie wyeliminowałam z menu słodycze, chleb pod każdą postacią, ryż, kasze, moje ukochane makarony. Biedna Fiona praktycznie codziennie wyprowadzana była na 5cio kilometrowy spacer a ja budziłam się o 5 rano by wskakiwać na mój rowerek spinnigowy. Wieczorami kręciłam prawie dwu kilogramowym hula hopem.
Wprawdzie tłumaczyłam sobie, że chodzi o wesele i komfortowe samopoczucie jednak beztroski czas, który ostatnio u mnie zapanował spowodował, że jedzeniowo i aktywnie kompletnie sobie odpuściłam. Pomimo, iż prawie zawsze jem zdrowo, ilość pochłanianych kalorii znacznie przewyższała te, które spalałam.
W każdym razie 18 lipca na wadze zobaczyłam 57 kg, czyli schudłam 4 kg. Zawsze mi się wydawało, że 4 kg to nic, że praktycznie nie widać różnicy. Zdjęcia, które robiłam sobie w tym czasie, na mnie, robią wrażenie i dodają poweru do dalszej walki. Może i was zmobilizują?
ps. nigdy nie wiadomo kiedy dostaniecie zaproszenie na wesele.
ps2. na weselu nie tknęłam tortu, ciasta, klusek ani alkoholu za to pochłonęłam masakryczne ilości borówek, melona, ananasa i kiwi. Mięsa też zjadłam sporo 🙂
z wagą startową – 61 kg
61 kg vs 58 kg
57 kg
Pierwszy doradca – Mama 😉
Udało się, spódnica ma rozmiar S i nawet nie musiałam wciągać brzucha przez całe wesele 🙂