Wprawdzie GRA MIEJSKA W BĘDZINIE odbywała się ponad miesiąc temu bo 19 października, nie miałam jeszcze okazji zamieścić relacji z tego wydarzenia na blogu. W tym samym dniu odbywałam szkolenie Indoor Cycling, dlatego o tym co działo się na miejscu, zmuszeni byli napisać sami uczestnicy czyli Marcin Brol i Jacek Thomann, którzy wystartowali jako drużyna SPORT W WIELKIM MIEŚCIE.
Niestety, ani Jacek – operator kamery, ani Marcin – pisarz, nie śpieszyli z przygotowaniem relacji z tego wydarzenia. O ile Marcin doznał olśnienia i przygotował poniższy tekst, o tyle na wenę Jacka przyjdzie nam jeszcze poczekać (póki co INTRO). Dobrze, że w tym dniu w roli fotografa godnie zastąpiła mnie Emilia, której oczywiście w tym miejscu jeszcze raz dziękuję.
Tymczasem, zapraszam do lektury. Klaudia.
Gra miejska to ciekawa impreza. Choć ciężko ją jednoznacznie opisać. Tu nie ma reguł. Może przybrać rozmaite formy. Sposób poruszania się, różna ilość graczy w drużynie, powiązanie z fabularną historią. To wszystko zależy od inwencji oraz wyobraźni organizatorów. Tak naprawdę pewna jest tylko przestrzeń, w której gra się toczy. Jest to miasto. Ulice, budynki, parki, szkoły, obiekty sportowe towarzyszą nam w rywalizacji. No i w uproszczeniu można powiedzieć, że to takie bardziej skomplikowane podchody.
Do Będzina wybieramy się z Jackiem. Oboje lubimy takie przygody. A przy tym potrafimy całkiem szybko i długo biegać. Jedną z charakterystycznych cech takich zawodów jest to, że uczestnicy do końca nie wiedzą jak ta zabawa wyglądać. Bo na przykład w takim biegu ulicznym, zawodnik znający swój organizm jest w stanie określić, jakim tempem będzie biegł na danym kilometrze. Tu stojąc na starcie tak naprawdę nie masz pojęcia, co się wydarzy.
humory dopisywały
Jacek potrafi się wkręcić
Tak właśnie było w Będzinie. Start mieliśmy w kameralnym kinie. W ramach odprawy puszczono nam krótki film przygotowany na tę okazję. Bardzo fajnie. Organizatorzy takich imprez lubią tworzyć tajemniczy klimat. I pozostawiają wiele niewiadomych. Kolejne niespodzianki odkrywa się z biegiem czasu.
Aby nie poruszać się tak bezsensu po mieście organizatorzy stworzyli historyjkę o zagubionym czy ukradzionym kluczu. Nie pamiętam dokładnie, ale wszystko to zachowane w średniowiecznym klimacie nawiązującym do długiej historii miasta. Jest i całkiem sympatyczny rycerz w zbroi.
Dostajemy mapy, na których mamy kilkanaście miejsc, do których musimy dotrzeć i na miejscu wykonać jakieś zadania. Ale głównym celem gry jest odnalezienie właśnie tego klucza, który jest nie wiadomo gdzie. Ta formuła sprawia, że rywalizacja sportowa schodzi na dalszy plan, a zwyciężyć może ta drużyna, która znajdzie go przypadkiem. Taki urok takiej zabawy, to nie osiągnięte miejsce ma być celem.
Mapa jest ładna. Co prawda nie jest szczególnie czytelna. Za to stylizowana na starodawną. Mamy tam trochę punktów porozrzucanych. Ale jak się okazuje nie możemy sobie wybierać dowolnie naszej drogi. Poruszamy się zgodnie ze wskazówkami organizatora, które dostajemy w kolejnych miejscach na kartkach A4 w kopertach. I przez to rozwiązanie drużyny są prowadzone różnymi drogami. To ciekawy pomysł. Eliminuje pewną bolączkę rajdów przygodowych, jaką są kolejki przy zadaniach specjalnych. I fakt, nie czekamy nigdzie specjalnie długo. Natomiast z biegiem czasu mamy niezły stosik różnych kartek, które co chwilę musimy sobie poukładać.
Zadania na kolejnych punktach są ciekawe. Szukanie kolczugi w muzeum, kalambury, rysowanie diabła, rzut granatem, gra w warcaby z rycerzem, zakładanie konta mailowego, odnajdywanie miejsc ze zdjęć, zabawa w piasku z wykrywaczem metali. Poznajemy żydowski dom modlitwy i schron przeciwatomowy. A to miejsca tak ukryte w tkance miejskiej, że pewnie wielu mieszkańców Będzina nie ma o nich pojęcia.
Zaliczamy wszystkie zadania i próbujemy jeszcze poszukać klucza. Bezskutecznie, acz przy okazji zwiedziliśmy jeszcze zamek w Będzinie, włącznie z mozolnym wdrapaniem się na wieżę. Jak się potem okazało przechodziliśmy pod tym kluczem na samy początku. I wystarczyło we właściwym momencie spojrzeć w górę. My jednak patrzyliśmy głównie pod nogi i nam umknął. Samo zakończenie było w pizzerii i tu kolejna niespodzianka. Pizza dla każdego.
Takie zawody to fajna zabawa. I też dobry sposób na poznanie miasta. Spędziliśmy na trasie kilka godzin. A teraz mógłbym się poruszać po Będzinie całkiem swobodnie. Takie bieganie na orientację po mieście z przerwami na łamigłówki, zagadki, zadania sprawnościowe jest fajne. To bardzo ciekawy sposób na aktywne spędzenie dnia.
Marcin Brol